Nie było objawienia.
Żadnego błysku, żadnego głosu z nieba, żadnego momentu, w którym wszystko stało się jasne. Była tylko ściana. I ja, stojący przed nią po raz kolejny.
Punkt, w którym się zatrzymałem
Pamiętam ten wieczór. Znowu. Kolejny "ostatni raz". Kolejna obietnica, że od jutra będzie inaczej.
Lodówka. Światło. Dłonie sięgające po cokolwiek.
Nie z głodu. Z czegoś innego. Z pustki, która domagała się zapełnienia. Z mechanizmu, który włączał się automatycznie, niezależnie od mojej woli.
Ile razy można zaczynać od nowa, zanim zrozumiesz, że problem nie jest w sile woli?
Konwencjonalne metody
Próbowałem wszystkiego. Wszystkiego, co mówili "oni":
- ●Jedz mniej, rusz się więcej
- ●Pięć posiłków dziennie
- ●Balanuj makro
- ●Zastosuj post przerywany
- ●Nie jedz po 18:00
- ●Cheat day raz w tygodniu (w sumie przy tym zostałem :))
Każda z tych rad działała. Przez tydzień. Może dwa. Potem wracałem do punktu wyjścia. Albo gorzej. Ciało rosło. Skóra płonęła. Głowa jak we mgle.
Pierwszy eksperyment: Keto
tak się zaczęło - keto kuchnia
Keto miało być sposobem na wagę. Niczym więcej. Odciąłem węglowodany. Wszedłem w ketozę. Zgubiłem kilogramy.
Ale coś było nie tak. Ciągle to samo:
- ●Głód, który nigdy nie ustępował
- ●Głód, który nie był fizjologicznym objawem, ale emocjonalną pustką
- ●Skóra, która dalej się paliła, plamy wręcz mapy na głowie i ciele
- ●Energia jak sinusoida - raz góra, raz dół
Keto było krokiem. Nie celem.
Carnivore: przypadek czy konieczność?
to co ląduje w mojej kuchni najczęściej
Skóra. To przez nią trafiłem na carnivore.
Stany zapalne, które nie reagowały na nic. Dermatolodzy rozkladali ręce, przepisując sterydy. Maści, które działały tydzień i przestawały.
Gdzieś przeczytałem o eliminacji. O tym, że mięso jest jedynym jedzeniem, które nie atakuje ciała. Brzmiało absurdalnie. Ale desperacja robi swoje.
Wpadłem na podcasty, gdzie Jordan oraz Mikhaila Peterson wychwalali "Lion Diet", która jak po dotknięciu magicznej rożdżki wyeliminowała ich schorzenia autoimunologiczne. Mówię sobie - przetestuję to w formie eksperymentu.
Pierwszy tydzień
Mięso. Sól. Woda. Nic więcej. Cisza w głowie. Cisza w jelitach. Pierwszy raz od lat.
| Dzień | Co czułem |
|---|---|
| 1-3 | Niedowierzanie, że to robię |
| 4-5 | Zmęczenie, drażliwość |
| 6-7 | Coś dziwnego: cisza |
Co się zmieniło
Nie od razu. Stopniowo. Jak mgła, która ustępuje o świcie.
Skóra - stany zapalne zaczęły się wycofywać. Nie zniknęły w tydzień, ale po miesiącu widziałem różnicę, której nie dała żadna maść.
Napady objadania się - zniknęły. Po prostu. Nie walczyłem z nimi siłą woli. Przestały istnieć.
Energia - stabilna. Nie sinusoida. Nie crash po obiedzie. Równa linia przez cały dzień.
Wysiłek fizyczny - nie głód po treningu, który kazał pożerać wszystko. Normalna regeneracja, normalny apetyt.
Umysł - czystszy. Jakby ktoś wyjął filtr, przez który patrzyłem na świat.
To nie jest magia. To biologia. Moje ciało w końcu dostało to, czego potrzebowało.
Dlaczego to piszę
Bo jestem na początku drogi. Nie na końcu.
Nie mam wszystkich odpowiedzi. Mam tylko obserwacje. Własne ciało jako laboratorium. Własne życie jako eksperyment.
Akt desperacji czy nadziei?
Jedno i drugie.
Desperacja, bo konwencjonalne metody zawiodły. Bo "jedz mniej, rusz się więcej" nie działa, kiedy mózg włącza tryb pożerania bez twojej zgody.
Nadzieja, bo coś zaczyna się zmieniać. Bo po raz pierwszy od lat nie walczę z własnym ciałem.
Idę z nim.
Co dalej
To pierwszy wpis. Będą kolejne.
Będę dokumentował:
- ●Co jem
- ●Jak się czuję
- ●Co się zmienia
- ●Co nie działa
Bez lukrowania. Bez sprzedawania cudownej metody. Będą potyczki, będą wpadki, po których się pojawią wnioski i lekcje.
Tylko zapis. Surowy. Prawdziwy.
Nie wiem, dokąd prowadzi ta droga. Wiem tylko, że stara zaprowadziła mnie donikąd.
Dopóki Życie Trwa, będę szukał.
